Sigirija

Sri Lanka to wyspa pełna wyjątkowych miejsc. Są jednak atrakcje, które lepiej sobie odpuścić, szczególnie, jeśli nie dysponujemy dużym budżetem lub mamy bardzo ograniczony czas. Co na pewno można pominąć bez poczucia straty?

Atrakcje Sri Lanki, które lepiej pominąć

 

1. Rybacy na żerdziach – przedstawienie jakich mało!

Rybacy na żerdziach leniwie łowiący ryby na tle zachodzącego słońca. Tak właśnie wygląda okładka przeciętnego przewodnika o Sri Lance. Można by powiedzieć, że panowie ci stali się już symbolem wyspy, więc trudno się dziwić, że tak wiele osób marzy o tym, żeby uwiecznić ich na zdjęciu. Rzeczywistość jednak daleka jest od idealnych ujęć z gazety podróżniczej.

Do rybaków obiecuje zawieźć nas tuk-tukarz, od razu informując, że za zrobienie zdjęcia na pewno zażądają pieniędzy. Nie jest to specjalne zaskoczenie, biorąc pod uwagę, że tego samego oczekiwały kobiety zbierające liście na polach herbaty. One jednak pozowały przed aparatem niejako w formie dorobienia sobie w przerwie od codziennych zajęć. Ot nadarzył się turysta, będzie napiwek! Z rybakami jest zupełnie inaczej. Oni w ogóle nie pracują. Cały ich biznes opiera się na napiwkach.

Rybacy na żerdziach Sri Lanka

Kiedy tylko wysiadamy z tuk-tuka, natychmiast wywołujemy poruszenie pośród kilku mężczyzn siedzących na pomoście. Szybko podbiega do nas jeden z nich średnio mówiący po angielsku. Pyta “ile”? Zastanawiamy się, o co mu chodzi, ale tuk-tukarz od razu tłumaczy, że mamy wybrać ilu rybaków będzie pozować do zdjęć. Od ilości mężczyzn zależy ostateczna cena zdjęcia. Mój towarzysz wybiera jednego, płaci 300 LKR, mężczyzna coś krzyczy do kolegów, a już po chwili na jednym z kijów wbitych w wodę siedzi rybak-model groteskowo wymachując kijem do łowienia. Po jakimś czasie zeskakuje z żerdzi i dostaje połowę pieniędzy od wywoływacza.

Przyglądam się temu z boku. Wszystko dzieje się tak szybko, że nie ma nawet kiedy się targować. Sytuacja jest tak groteskowa, że ledwo powstrzymuje się od śmiechu. Do mnie podchodzi nasz tuk-tukarz i pyta, czy i ja nie chcę zrobić zdjęcia. Odmawiam, odpowiadając, że to jest naprawdę zabawna scena. Co on na to? “Mnie też to śmieszy, ale turyści chętnie płacą, więc się opłaca” Chwilę potem wracamy zaskoczeni absurdem sytuacji, ale przed odjazdem widzę, jak przy pomoście zatrzymuje się samochód, z którego wysiada Japończyk. Zdjęcie dla niego wyceniają na 1000 LKR.

Czy warto podjechać i dać “rybakom” zarobić? Moim zdaniem szkoda czasu! Na Sri Lance są zdecydowanie piękniejsze widoki do fotografowania.

 2. Sigirija – tłum turystów w absurdalnie wysokiej cenie

Sigirija to jeden z pocztówkowych widoków na Sri Lance, który pojawia się jako pierwszy, kiedy w wyszukiwarce wpiszemy „top atrakcje Sri Lanka”. Kusi obietnicą wyjątkowego widoku ze szczytu oraz bogatą historią. To właśnie na szczycie tej skały będącej pozostałością po zapadniętym wulkanie w V w n.e. zbudowano pałac, w którym zamieszkał król Kassapa. Bezprawnie objął on tron, wcześniej zakopując ojca żywcem w ziemi. Z obawy przed zemstą starszego brata, postawił na Lwiej Skale twierdzę, do której można było dostać się tylko wąskimi schodkami. W czasach króla Kassapa miejsce to na pewno było w stanie wprawić w zachwyt każdego, ale współcześnie jest niestety jednym wielkim spędem turystycznym.

Aby dostać się na szczyt skały, pokonujemy kilkaset metalowych schodów, po drodze oglądając pozostałości malowideł przedstawiających damy dworu z czasów Kassapa oraz wielkie lwie łapy. Prawda jest taka, że atrakcja nie oferuje właściwie wiele więcej. Kiedy docieramy na samą górę, idąc w bardzo długiej kolejce turystów, czekają na nas dosłownie resztki potęgi pałacu w postaci kiepsko zachowanych fundamentów oraz widok na rozległe zielone przestrzenie północnej części Sri Lanki.

Sigirija

Lwia Skała

Miejsce rozczarowuje szczególnie ze względu na cenę biletu, która sugeruje, że będzie to niepowtarzalne doświadczenie. Za wejście płacimy bowiem aż 30 dolarów zł za osobę. Biorąc pod uwagę, że za taką kwotę na wyspie można zjeść około 50 obiadów w lokalnych knajpach, dla lankijskiego rządu Sygirija jest zdecydowanie kurą znoszącą złote jaja. Dla porównania, Lankijczycy za możliwość pokonania kilkuset schodów płacą około 0,5 dolara od osoby!

Sigirija

Tłum turystów na schodach na szczyt Sigiriji

Mimo to Lwią Skałę koniecznie trzeba zobaczyć, ale z sąsiedniej góry nazywanej Pidurangala. Wejście na nią jest ponad dziesięć razy tańsze, a widok dużo ciekawszy. Co więcej, w wędrówce nie przeszkadzają nam tłumy turystów. Jeśli natomiast koniecznie chcecie przekonać się na własnej skórze jak wygląda szczyt Sigirji, wybierzcie się tam od razu po otwarciu bram, zanim jeszcze tłum zajmie całe schody, odbierając przyjemność ze wspinaczki. W drodze powrotnej omijajcie szerokim łukiem rozstawione stragany z pamiątkami. Ceny oferowanych tam rzeczy są znacznie wyższe, niż na straganach z tymi samymi przedmiotami w mniej popularnych miejscach.

3. Horton Plains – czyli lepiej wybierz się w Tatry

Horton Plains to park narodowy Sri Lanki, który co prawda nie jest promowaną atrakcją numer 1, ale pojawia się w sieci, jako coś co, warto zobaczyć, będąc w centralnej części kraju. Miejsce polecane jest w przewodnikach głównie ze względu na skalną przepaść nazwaną efektownie World’s End. Niestety w rzeczywistości trudno liczyć na efekt wow, którego wiele osób spodziewa się po dojechaniu do parku. Nadzieje podsyca fakt, że do przepaści trzeba dojść przed 9 rano, zanim chmury obniżą się, zasłaniając widok, co oznacza pobudkę około 4:00. Jeśli jednak wierzycie w to, że atrakcyjność miejsca rośnie proporcjonalnie do kosztów, z którymi wiąże się jego odwiedzenie, zdecydowanie będziecie zawiedzeni.

Horton Plains na Sri Lance

Dla Horton Plains zostajemy specjalnie dzień dłużej w centralnej części Sri Lanki i z perspektywy czasu uważam, że była to bardzo zła decyzja. Nie chodzi o to, że park jest jakiś wyjątkowo brzydki, ale w porównaniu z innymi miejscami na wyspie, wygląda po prostu przeciętnie. Widoki w nim przyrównałabym to tych, które można zobaczyć, idąc w polskie góry. Różnica jest taka, że za przepiękne tatrzańskie przestrzenie nie musimy płacić, zaś Horton Plains to jedna z najdroższych atrakcji całego wyjazdu! Kosztowny jest nie tylko sam bilet (52 dolary za dwie osoby), ale również dojazd na miejsce wynajętą taksówką (4000 LKR).

Spacer po parku trwa około trzech godzin. Wbrew temu, co głosi przewodnik, nie łatwo spotkać tam dziką zwierzynę, chyba że liczyć zaniedbane, wypchane eksponaty w maleńkim muzeum przy wyjściu. Tak samo, jak w przypadku Sigirji, cena za bilet dla osób spoza Sri Lanki jest wyższa. Nie zaprzeczam, że ludzi z Europy zarabiają znacznie więcej niż miejscowi i nie dziwi mnie, że rząd stara się zyskać jak najwięcej na turystach, ale 10 000% różnicy w kosztach to chyba każdy przyzna, zdecydowanie przesada!

Czy warto odwiedzić Horton Plains?

Jeziorko w Horton Plains

Ceny przedstawione w artykule były ważne w roku 2017. Aktualnie mogą być nieznacznie wyższe. Jak powiedział nam jeden z Lankijczyków, rząd co chwila podnosi ceny za atrakcje turystyczne, chcąc sprawdzić, jak wiele zniesie portfel turystów. Warto więc nie zwlekać z wyjazdem na Sri Lankę, która wciąż jest jeszcze nie tak bardzo popularnym kierunkiem.

Widzieliście te atrakcje na Sri Lance? Jakie są wasze wrażenia? Zgadzacie się, że lepiej je pominąć? 🙂