Miasta na Sri Lance są znacznie mniej zachwycające niż intensywnie zielona roślinność, czy dzikie zwierzęta. To jednak doskonałe źródła informacji o lankijskiej kulturze. Nie sposób poczuć kraju bez zatrzymania się chociaż na chwilę w kilku miasteczkach, tym bardziej że każde z nich ma swój charakterystyczny klimat, na stałe wpisujący się we wspomnienia wyjazdu na wyspę. Gdzie warto zatrzymać się na dłużej, a gdzie tylko zajrzeć przejazdem? Miasta na Sri Lance moim okiem – dzisiaj część pierwsza 😉
Miasta na Sri Lance – na początek Dambulla
Dambulla to właściwie większa wieś ciągnąca się po dwóch stronach dość ruchliwej drogi. Wzdłuż niej porozstawiały się bazarki z owocami, kobiety gotujące kukurydzę oraz kilka solidniej wyglądających sklepów z ubraniami. W niewielkim centrum skupiły się natomiast całkowicie nieturystyczne knajpki, które na pewno zostałyby zamknięte przez sanepid, gdyby coś podobnego na Sri Lance funkcjonowało. Brzydkie i niezbyt czyste, za to z pysznym lokalnym jedzeniem w absurdalnie niskich cenach. Dambulla sama w sobie nie jest więc szczególnie urokliwa, ale stanowi doskonały punkt wypadowy na Sigiryję, do parków narodowych Kudulla i Mineriya oraz do Polanunaruwy.
Golden Temple – największa atrakcja w Dambulii
Spośród raczej szarych i nijakich zabudowań wyróżnia się kolorowy budynek, na którego dachu znalazł się ogromny posąg Buddy w złotym kolorze. Przeznaczony jest na niespecjalnie spektakularne muzeum buddyzmu, do którego wchodzi się przez drzwi przypominające smoczą paszczę. Nie bez żalu można je pominąć i wybrać się bezpośrednio do kompleksu podziemnych świątyń Rangiri, nazywanych Golden Temple. Chociaż nie jestem wielką fanką odwiedzania miejsc związanych z religią, to wykute w skale pomieszczenia jeszcze z pierwszego wieku przed naszą erą, zrobiły na mnie spore wrażenie. Znalazło się w nich aż 150 posągów Buddy we wszystkich możliwych pozach i wielkościach. Aby do nich dotrzeć, czeka nas mniej więcej pół godzinny spacer w towarzystwie makaków i zaczepiających sprzedawców, po schodach mających początek przy muzeum. Na miejscu w jaskiniach możemy liczyć na wynagrodzenie naszego trudu w postaci przyjemnego chłodu, który na Sri Lance jest towarem deficytowym.
Targ owocowo – warzywny: egzotyczny chaos
W Dambulii polecanym jest też wielki targ owocowo-warzywny, chociaż nazywanie go atrakcją to moim zdaniem gruba przesada. Warto jednak zajrzeć do środka ze względu na atmosferę tego miejsca. O ile na całej Sri Lance panuje klimat powszechnego chaosu, na tym targu przekroczył on wszystkie moje wyobrażenia. Pokrzykiwania, przerzucania ogromnych ilości warzyw i owoców, latające ptactwo oraz rozbryzgane resztki jedzenia na podłodze. Nikt się tam raczej białych nie spodziewa, więc też nikt nie próbuje nam niczego wcisnąć, co jest miłą odmianą od codziennych zmagań z ulicznymi sprzedawcami. Kulminacyjnym momentem odwiedzin w tym miejscu był dla mnie staruszek, który jednym zębem odgryzł kawał jakiegoś bliżej nieznanego warzywa przypominającego ogórek, a resztę wręczył mi, zachęcając do spróbowania. Uprzejmie podziękowałam. Gwarantuję, że po wyjściu z tego targu, mimo że znajdziemy się na ruchliwej ulicy, przez chwilę lankijski świat wyda się cichy i spokojny.
Kandy – hałaśliwe miasto na Sri Lance
Jeśli Dambulla to bardziej wieś, to Kandy należy się tytuł miasta na Sri Lance z prawdziwego zdarzenia. Tłum, hałas, tłok – wszystko to, czego nie znoszę. Mnóstwo sklepów o nazwach przypominających zachodnie marki, przydrożne bazary wypełnione po brzegi butami i plecakami z metkami za bezcen. Sporo restauracji, do których na pewno nie wejdzie żaden Lankijczyk, czystych, klimatyzowanych, ale zupełnie bez klimatu. W wielu miejscach sale stylizowane pod turystów ukryte są za normalnie wyglądającymi knajpami, a kelnerom trudno zrozumieć, dlaczego chcemy jeść w salce razem z Lankijczykami. To właśnie w jednym z takich miejsc piłam przepyszne lassi z wodą z kokosa, o którym marzyłam, jadąc na Sri Lankę. Mimo że na punkt z pamiątkami w Kandy nie trudno trafić, miasto to nie jest mekką turystów. Wręcz powiedziałabym, że biali mogą czuć się tam trochę niechciani. Chaos i charakterystyczny lankijski harmider przytłacza jednak na tyle, że lepiej traktować to miejsce jako punkt przesiadkowy w drodze do plantacji herbaty. Jeśli już tam będziemy, możemy kupić sari, pospacerować przy jeziorze i podjechać pod posąg Buddy, skąd roztacza się widok na panoramę Kandy.
Świątynia Zęba w Kandy – możesz to przegapić
Przewodniki polecają Kandy głównie ze względu na Świątynię Zęba, która jest największą i najważniejszą świątynią na wyspie. W mojej opinii to zdecydowanie wątpliwa atrakcja i dziwi mnie jej popularność. Nie nazwałabym jej też całkowitą komercją, bo Lankijczycy traktują ją jako miejsce święte, a przeprowadzana tam procesja ma dla wierzących wymiar duchowy, jednak ktoś, kto zupełnie nie jest zorientowany w realiach lankijskiego buddyzmu, może być trochę zagubiony w sytuacji. To, co się w niej dzieje przypomina co niego katolicką mszę, która dla niewtajemniczonych jest raczej absurdalnym zbiorem następujących po sobie klęknięć, śpiewów i wcinania kawałka chlebka. Z tym że w Świątyni dla odmiany możemy liczyć na trochę gry na bębenkach, składania kwiatów w podzięce, a potem pieniędzy w ofierze. Jeśli liczymy, że uda nam się zobaczyć ząb Buddy, to trzeba wiedzieć, że podczas procesji robione jest absolutnie wszystko, żeby nie dało się tego zrobić. Obstawiałabym nawet, że czegoś takiego w ogóle tam nie ma. Najbardziej duchowym elementem całego tego przestawiania jest zapalanie kadzidełek i wtykanie ich w wyznaczone miejsce, wymyślając przy tym życzenie. Wiatr, który zabiera dym, ma wraz z nim odebrać nam wszystkie troski, a życzenie ma się spełnić. Czy warto wybrać się do świątyni? Moim zdaniem tylko, jeśli przeznaczyliście na podróż po Sri Lance więcej niż dwa tygodnie.
Nuwara Eliya – Mała Anglia pośród plantacji herbaty
Nuwara Eliya to miejscowość położona pomiędzy intensywnie zielonymi plantacjami herbaty, najwyżej na Sri Lance. Dobrze o niej pamiętać już przygotowując ubrania na wyjazd, bo prędzej zaskoczy nas ciepłymi promieniami słońca niż chłodem. Ze względu na specyficzny klimat, mieszkańcom praktycznie codziennie towarzyszy deszcz oraz spowijające horyzont mgły, tylko co jakiś czas odsłaniające błękitne niebo. Z jakiegoś powodu jednak ich ubiór nie odbiega znacznie od stroju pozostałych Lankijczyków, przez co mimo piętnastu stopni na dworze, chodzą w krótkich rękawach i klapkach, dobierając do tego jedynie ciepłe czapki. Prawdopodobnie dlatego prawie każdy, z kim rozmawialiśmy, był chory. Nie polecam planować robienia prania w tej miejscowości, bo szanse, że wyschnie, są absurdalnie niskie. Zdecydowanie przydadzą nam się za to dłuższe spodnie, kurtka przeciwdeszczowa i zakryte buty.
Postkolonialny klimat na Sri Lance
Sama Nuwara Eliya wyróżnia się nie tylko nietypową jak na Sri Lankę pogodą, ale też postkolonialną zabudową. Jej historia zaczęła się bowiem razem z kolonizacją brytyjską. To właśnie Brytyjczycy założyli miasto, przywożąc ze sobą ulubione rozrywki, takie jak krykiet, czy polo, które do dzisiaj uprawiane są przez Lankijczyków. W miasteczku możemy przejść się dookoła jeziora Gregory oraz wybrać do stosunkowo mało widowiskowego Victoria Parku. Klimat byłego brytyjskiego miasteczka podsyca zaniedbany tor wyścigowy, po którym samopas spacerują konie, a także rozpoznawalna poczta w angielskim stylu. Nuwara Eliya może być punktem wypadowym na wycieczkę po plantacjach herbaty oraz ewentualnie do Horton Plains. W centrum miasta mamy szansę kupić trochę markowych ubrań za bezcen. Generalnie jednak nie ma sensu zostawać tam dłużej niż jeden dzień.
To by było tyle na dzisiaj 🙂 Niedługo obiecuję wpis z opisem kolejnych miasteczek na Sri Lance oraz spis atrakcji, których zdecydowanie na wyspie odpuścić nie można.
TUTAJ natomiast znajdziecie polecane przeze mnie noclegi na Sri Lance, a TUTAJ atrakcje, które odradzam.